Ale się chyba spóźniłem i nikt tam nie zagląda, dlatego postanowiłem umieścić ją na moim blogu.
Przynajmniej mi nie zginie, bo chciałbym kiedyś wrócić do tych rozważań.
[ ... ]
"Pytanie kolejne: czy pole ładunkowe protonu i elektronu jest w innej od tegoż pola przestrzeni, czy też jest tylko zdeformowaną przestrzenią w pobliżu owych jąder masowych."
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie tyle odpowiadam, bo jestem dyletantem a może i ignorantem w temacie, chciałem się natomiast podzielić pewną wątpliwością (być może bzdurną - jeśli tak to przepraszam) - w jakimś stopniu chyba na temat.
Od dłuższego czasu prześladuje mnie przeczucie zakałapućkania w używanej przez ludzi (na ogół nieświadomie) oraz fizyków (raczej świadomie) koncepcji przestrzeni. /wiem, że podział ludzi na ludzi i fizyków jest być może niezręczny, ale nie chcę teraz w to wchodzić/
Skracając maksymalnie - mam wrażenie, że jest ona (przestrzeń, a właściwie - czasoprzestrzeń) przyjmowana/postrzegana jako coś absolutnego, pierwotnego, w czym wszystko inne się odbywa, jak czas u Newtona, jak scena teatru, gdy tymczasem - może być czymś wtórnym - jak "wirtualna przestrzeń blogosfery" (tak to się nazywa?).
Piję do tego, że nasza percepcja przestrzeni (przeniesiona z niewielkimi modyfikacjami do świata fizyki) opiera się na oddziaływaniach elektromagnetycznych i grawitacyjnych. Zapomnijmy na trochę o grawitacji. Siły oddziaływań elektromagnetycznych zależą od odległości, ale czymże ta odległość jest? Czy możemy ją zmierzyć inaczej niż w jakiś "elektromagnetyczny" sposób? Pojęcie przestrzeni w QED nie jest chyba jakościowo inne? Mamy tylko dystrybucję innych wielkości (funkcji falowych?).
A jeśli to odległość zależy od odziaływań elektromagnetycznych a nie na odwrót?
Czy jest to tylko problem typu jajka i kury? Podam przykład, w którym - jak mniemam - problem pierwotności lub wtórności przestrzeni mógłby mieć większe znaczenie. Wyobraźmy sobie, że każdy rodzaj oddziaływania generuje własną przestrzeń. Coś co jest blisko w jednej może być daleko w innej. Może nienazwane oddziaływanie, odpowiedzialne za łamanie nierówności Bella w naszej, "elektromagnetycznej" przestrzeni jest domeną lub generatorem innej przestrzeni, w której metrykę definiuje to, co obserwujemy jako splątanie kwantowe? Być może takie podejście jest sprowadzalne do jakiejś m-teorii lub innego czorta...
I jeszcze - co z grawitacją:
Mogłoby moim zdaniem być tak, że jej przestrzeń jest tylko lokalnie zbliżona do przestrzeni "elektromagnetycznej", albo też - może istnieje bardzo głęboka więź (przeoczona tożsamość?) pomiędzy grawitacją i elektromagnetyzmem (czy elektromagnetosłabizmem) i przetrzeń ta jest "dzielona" przez oba(-trzy) oddziaływania? Można te moje wątpliwości chyba sformułować tak: "jaki sens ontyczny ma określone miejsce w przestrzeni; czy istnieje ono niezależnie od oddziałujących tam obiektów, czy też jest ono wyłącznie wynikiem tych odziaływań".
Pomijając moje, na 99.[9]% fałszywe spekulacje, wydaje mi się coś epistemologicznie - niepoprawnego, w braniu przestrzeni jako układu odniesienia dla zjawisk, które de facto ją, w sensie metrycznym definiują (o ile jest jakikolwiek inny sens w jakim przestrzeń może być zdefiniowana).
W odróżnieniu od mojego bredzenia, może to jest sensowne i ciekawe:
Przestrzeń jako produkt chaotycznego szumu.
Polecam: